Z Singapuru wylecieliśmy o 19.10 linią Air Asia. Do KL przylecieliśmy w nocy - o 19-tej robi się ciemno, bo o 20.oo. Odprawa wizowa i celna przeszły bez problemów. Jeden z pograniczników zdziwił się, ze przybyliśmy do Malezji, a u nas w Polsce takie mecze w piłkę się odbywają. Wykupiliśmy "vana" za 179 MYR (ryngitów) aby całą piątkę zawiózł do naszego gasthausa w dzielnicy chińskiej. Zwykła taxi była do wzięcia za 200MYR. Okazało się, ze lotnisko oddalone jest ładny kawałek od miasta - jechaliśmy przeszło godzinę. Nasz "hotel" umiejscowiony jest nad pubem irlandzkim i obsługa zaraz zaprosiła nas na godz. 2.45 miejscowego czasu na mecz Polska-Czechy. Niestety, jesteśmy tak zmęczeni, że po kolacji na pobliskich ulicach poszliśmy spać - właśnie dochodzi 1.45 (poza Alicją, która rozmawia na skypie z Wieśkiem wszyscy już śpią) a rano śniadanie wg planu o 7-ej i wyprawa na miasto. Na kolacje każdy wziął co innego_ Ania - grillowane miodowe skrzydełka, Janusz - ślimaki a dla Oli przeznaczył żabie udka, Alicja wzięła makaron podobny do pijawek a ja z ostrożności tylko grillowaną rybę "chickenfish" - była bardzo smaczna. Do tego popróbowaliśmy miejscowego piwa. Na całej ulicy unosił się zapach duriana - trzeba go jutro spróbować. Jutro dołączę zdjęcia z nocnej wyprawy po KL.