Geoblog.pl    zdzichu    Podróże    Z Kapsztadu do Wodospadu Wiktorii 2015    nad rzeką Chobe
Zwiń mapę
2015
15
wrz

nad rzeką Chobe

 
Botswana
Botswana, Chobe National Park
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 15357 km
 
Park Narodowy Chobe utworzony w 1967r, to trzeci co do wielkości obszar chroniony w Botswanie (ponad 10 tyś. km2), słynący przede wszystkim z jednej z największej w Afryce populacji słoni (podobno ok.100.000). Występują też: hipopotamy, zebry, żyrafy, nosorożec, bawół, wiele gatunków antylop oraz drapieżniki: lwy, lamparty, gepardy czy hieny oraz wiele gatunków ptaków. Roślinność Parku jest bardzo zróżnicowana od lasów podrównikowych, przez sawannę z kolczastymi zaroślami do lasów galeriowych w dolinie rzeki Chobe.
Wstajemy wcześniej niż zwykle bo przed nami ponad 600km drogi. Zwijanie obozu, śniadanie i o 7-ej wyjazd. Droga asfaltowa (A3), prowadzi przez porośniętą krzakami i drzewami sawannę, wśród których pojawiły się też baobaby. Po raz pierwszy bo do tej pory nie było ich w krajobrazie. Co jakiś czas mijamy wioski z okrągłymi chatami ze ścianami wyplatanymi z liści palmowych a przy drodze chodzące zwierzęta gospodarskie – krowy, kozy, osły. Po przejechaniu ok. 420 km zatrzymujemy się na punkcie kontroli sanitarnej w Nghwatshe. Wszyscy musimy wyjść z trucka i przejść przez maty dezynfekcyjne. Strażnik sprawdzał również czy w samochodzie nie pozostało jeszcze obuwie, bo wtedy i to zapasowe obuwie musiałoby być dezynfekowane. Władze Botswany bardzo pilnują aby nie dochodziło do przenoszenia chorób między dzikimi zwierzętami a bydłem domowym – kraj podzielony jest płotami na strefy sanitarne a przejście miedzy nimi odbywa się przez takie właśnie posterunki. Po następnych 200km dojeżdżamy Kasane i naszego kempingu Thebe River Lodge. Zaraz po przyjeździe przesiadamy się do samochodu Fuso marki Mitsubishi z napędem na cztery koła – z tyłu zadaszone 5 rzędów siedzeń po 4-5 osób i jedziemy na pierwsze safari po parku. Dzisiaj mamy rozbić obozowisko na nocleg w samym środku parku, wśród czyhających wokół dzikich zwierząt, znowu bez elektryczności i wody bieżącej. Jedziemy drogą gruntową przez las galeriowy wzdłuż rzeki Chobe. Ilość zwierząt jakie spotykamy, przerosła nasze oczekiwanie – na nadrzecznych łąkach widzimy mnóstwo zwierząt: stada słoni, bawołów, hipopotamów, antylop kudu i impali, pojedyncze egzemplarze żyraf, są też guźce, pawiany. Wreszcie spotykamy też drapieżniki – dwie śpiące lwice i lamparty. A właściwie lamparcica z małym (zasługa miejscowego przewodnika-tropiciela, który jedzie z nami). Drapieżniki były w dalszej odległości i dobre zdjęcia wymagały dużego zoomu. Lamparcica przestraszyła się i uciekła tak szybko, że nie wiem czy ktoś zdążył ją sfotografować. Pewnie chroniła małe. Widoki jak z filmów przyrodniczych. Zobaczyliśmy też zmumifikowane zwłoki słonia, przykry widok pewnie ze starości odszedł. To popołudniowe safari szybko minęło i zachód słońca zastał nas w parku. Przewodnik bardzo się denerwował i popędzał kierowcę, ponieważ turyści nie mogą przebywać na terenie parku po zachodzie słońca a za takie zdarzenie grozi mu utrata licencji. Tuż po zachodzie dotarliśmy do naszego obozowiska utworzonego w buszu na terenie parku. I tu spotkała nas niespodzianka – nie musieliśmy rozbijać namiotów, zostały rozłożone przez obsługę z kempingu. Wykonane zostały też szalety – krzesełko z otworem w siedzisku rozstawione nad otworem w ziemi i na to nałożona brezentowa „budka” a przed wejściem lampa naftowa! i „umywalka” tj. miseczka do mycia rąk obok wiadro z wodą i mydło ! Luksus. Kolacja przygotowana przez Monge. Wszyscy siedzimy wokół ogniska, przewodnicy opowiadają trochę o parku, przeprowadzają „ kurs BHP” tj. sami nie wychodzimy, przed wyjściem się rozglądamy czy nie widać w ciemności oczu zwierząt, kolor oczu decyduje czy to drapieżnik czy nie. Jest nastrojowo , nad nami rozgwieżdżone niebo, ognisko, wokół busz i jego dzicy mieszkańcy, czujemy się trochę jak zdobywcy Afryki. Bardzo nastrojowy i miły wieczór. Nocleg w buszu w otoczeniu takiej ilości dzikich zwierząt minął bez większych przygód. Tylko Alek, wychodząc w nocy do toalety wpadł na ostry korzeń jakiegoś drzewa i skaleczył sobie nogę. Alek miał szczęście że, mieszkał z Andrzejem strażakiem, ratownikiem, człowiekiem dla którego taka sytuacja to nic nowego. Udzielił pierwszej pomocy zatamował krew i założył opatrunek. Rana była jednak na tyle duża, że następnego dnia wracając z porannego safari na kemping zatrzymaliśmy się u lekarza, który musiał założyć kilka szwów.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (28)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 29% świata (58 państw)
Zasoby: 646 wpisów646 21 komentarzy21 5470 zdjęć5470 1 plik multimedialny1
 
Moje podróżewięcej
15.04.2018 - 24.04.2018
 
 
24.06.2016 - 05.07.2016
 
 
26.02.2016 - 05.03.2016