Tego dnia czekała nas wczesna pobudka, planowaliśmy dojechać do Parku Narodowego Yala na fotograficzne safari. Zatrzymujemy się przy malowniczym wodospadzie „Rawana Falls”. Wodospad liczy 25 metrów wysokości. Oglądamy go z głównej drogi, gdzie gromadzą się tłumy ludzi i makaków, czyhających aby wyrwać komuś coś do jedzenia. Dojeżdżamy do Kataragama , gdzie zjadamy obiad, wynajmujemy „jeepa” i jedziemy do na safari Parku Yale. Wstęp do parku to koszt 3000 rupii, wynajęcie jeepa to dalsze 4500-5000 rupii, w zależności od firmy organizującej safari za półdniową wycieczkę. Park Yala , to najstarszy i drugi co do wielkości rezerwat przyrody na wyspie, i miejsce gdzie jest najwięcej lampartów na km kwadratowy. Park jest ostoją dzikiego ptactwa ale i słoni, niedźwiedzi wargaczy, bawołów indyjskich oraz dzikich kotów – lampartów. Niestety, najlepszy czas na spotkanie lamparta , to wcześnie rano, a my jesteśmy po południu. Ale w ciągu tych paru godzin udaje się nam upolować stado słoni w kąpieli, bawoły, jelenie, mangustę, warany i kilka ptaków w tym pawie indyjskie w tańcu godowym. Trasa safari wiodła nad brzeg oceanu, gdzie zrobiliśmy sobie krótką przerwę, dla rozprostowania nóg i pomoczenia nóg w chłodnej wodzie oceanu. Zabraliśmy swoje rzeczy z samochodu, ponieważ mogły stać się łupem biegających wkoło małp. Niestety, to przyjemnie wyglądające miejsce miało swą tragiczną kartę – fala tsunami w grudniu 2004r zniszczyła znajdujące się bezpośrednio przy plaży budynki – hotel i restauracje, po których zostały jedynie fundamenty. Na terenie parku zginęła wtedy znaczna liczba turystów i organizatorów safari. Tragedie upamiętnia pomnik – arkusze blachy stylizowane na fale tsunami.
Wieczorem docieramy do hotelu Magampura Resort w Tissamaharama, gdzie doprowadzamy się do porządku – po safari byliśmy pokryci czerwonym pyłem.