Górzysty środek wyspy zamieszkuje grupa etniczna Toradżów (ok.650 tyś.), z czego ok. 70 % jest wyznawcami protestantyzmu, związanego z Holenderskim Kościołem Reformowanym a mimo to nadal kultywowane są dawne tradycyjne obrzędy i animistyczne praktyki. Ich wierzenia określa się jako „Droga Przodków” (Aluk To Dolo) . To, co najbardziej przyciąga turystów, to zwyczaje religijne, w szczególności uroczystości pogrzebowe i zwyczaje opieki nad zmarłymi. Obrzędy te , często niezrozumiałe, nawet dla innych mieszkańców Indonezji, traktowane jako „czarna magia”, ograniczyły chyba ekspansje Holendrów na wyspę. Śmierć i obrzędy związane z pochówkiem zmarłego, to najważniejsze wydarzenia dla całej rodziny. Dla Toradżów, pogrzeb jest najważniejszym wydarzeniem w życiu rodziny. Tubylcy od najmłodszych lat oszczędzają i zbierają środki na bogatą ceremonię pogrzebową swoją i swoich bliskich, która pozwoli na lepsze życie po śmierci. Zmarłego traktuje się jak osobę chorą. Do czasu pogrzebu, co może odbyć się po paru miesiącach lub nawet latach, zmarły przechowywany jest w domu w oddzielnym pomieszczeniu. Aby powstrzymać rozkład ciała, nasyca się je formaliną i zawija w płócienny całun. Przez ten czas zmarłego odwiedza się, przynosi posiłki i prezenty. Pogrzeb odbywa się po zebraniu środków finansowych, co czasami trwa parę miesięcy a czasami i lat, powiadomieniu wszystkich członków rodziny i zakończeniu przygotowań do uroczystości pogrzebowej – buduje się kilkanaście tymczasowych bambusowych chat, w których goszczone będą setki gości (członków rodziny) z całego świata. Uroczystości trwają kilka (przeważnie 4) dni (podobno nawet i 14 dni) a zaproszeni goście przynoszą prezenty (świnie, bawoły). Podczas ceremonii zabija się dziesiątki zwierząt – świń i bawołów wodnych – krew leje się strumieniami – jest to widok dla osób o mocnych nerwach. Według wierzeń, właśnie dusze bawołów pomagają przejść dusze zmarłego do drugiego lepszego świata - raju. Im więcej zabitych bawołów, tym bezpieczniejsza droga duszy zmarłego. Część mięsa spożywana jest w trakcie uroczystości a reszta oddawana gościom. Rogi zabitych bawołów rodzina wiesza nad wejściem do domu (Tongkonanu). Młode kobiety ubrane w tradycyjne stroje Toradżów obsługują gości, częstując ich kawą, herbatą, przekąskami, ciastkami, ryżem lub mięsem z zabitych zwierząt. Ceremonia przypomina bardziej zabawę niż smutną uroczystość. Mistrz ceremonii prowadzi (i ogłasza przez mikrofon) listę przyniesionych prezentów z nazwiskami darczyńców. Biedni przynoszą kawę, papierosy a bogaci żywe, powiązane świnie a ci najbogatsi przyprowadzają bawoły wodne (cena bawołu porównywalna z ceną samochodu). Podczas ceremonii zostaliśmy poczęstowani herbatą , kawą, ciastkami i orzechami betel. Po zakończeniu ceremonii ciało, w bogato zdobionej trumnie wykonanej z pnia drzewa, w przypadku tradycjonalistów chowa się w naturalnych jaskiniach lub w komorach grobowych wykutych w skalnej ścianie, na wysokości kilkunastu metrów nad ziemią. Mniej tradycyjni ale bogaci, budują okazałe kaplice pogrzebowe. Oprócz trumny, dla wysoko urodzonych, przygotowuje się figurę „Tau-Tau” – wykonaną z drzewa kapokowego podobiznę zmarłego, którą umieszcza się w skalnej niszy (balkoniku) przy komorze grobowej, obok innych figur zmarłych członków rodziny. Po zakończeniu ceremonii pogrzebowej, wybudowane na tę uroczystość bambusowe chaty zostają spalone, aby nie zostały powtórnie wykorzystane. Wciąż żywy jest rytuał Ma Nene, polegający na okresowym – co trzy lata, zawsze w sierpniu, wyciąganiu zmumifikowanych zwłok z trumny, czyszczeniu, myciu i wymianie ubrania. Przed ponownym umieszczeniem w trumnie zwłoki oprowadzane są po wiosce. Po rytualnym, krwawym, złożeniu ofiary z pierwszego bawołu, opuszczamy uroczystość i jedziemy w kierunku wioski Sangalla.